Robiąc wielkie porządki w moich przepastnych szufladach, trafiłam na poszewkę.
Kiedyś podczas polowania na tkaniny w widomym sklepie w ręce wpadła mi stara poszewka na poduchę. Już miałam ją odrzucić, ale wzrok mój zatrzymał się na lnie, świetny, gruby , tkany tak jak za czasów mojej babci. Pomyślałam że może się do czegoś przydać, spruję haft a len wykorzystam. Przyniosłam do domu i nie mogłam tego zrobić.
Haftowany obrazek ujął mnie za serce; nitki już niekiedy sprane przez czas ale obrazek jeszcze czytelny. Wydał mi się strasznie infantylny ale jednak coś w sobie miał ; romantyczny gest chłopca łowiącego bucik dziewczyny stojącej z przestrachem na mostku, bucik który wpadł jej do wody, wiosenna łąka, i biegające po niej gąski. Może ona i infantylna ale jednocześnie przywodzi na myśl stare wnętrza chałup, makatki na ścianach i sielską wieś. A do tych klimatów mam wielki sentyment, więc uszyłam wsypę , napchałam sporą ilość pokruszonej gąbki i mam wielką , " wsiową " poduchę.
Choć na chwilę zatrzymałam pracę nieznajomej, może jej myśli które przelatywały przez jej głowę podczas robótki tak jak i u mnie się dzieje, gdy ślęczę nad igłą.
Choć na chwilę zatrzymałam pracę nieznajomej, może jej myśli które przelatywały przez jej głowę podczas robótki tak jak i u mnie się dzieje, gdy ślęczę nad igłą.